Elsa:
Powoli i leniwie uchyliłam powieki. Obraz był zatarty, ale po chwil wszystko
wróciło do normy. Zamrugałam kilkukrotnie. Pomimo bólu jakiś 85% mięśni mojego
ciała, z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam dłońmi skronie
i rozejrzałam się po pokoju. Był on częściowo skuty lodem, a z ścian i ich
rogów wystawały duże, lodowe sople. Co się tutaj stało? Powoli zaczęłam sobie
uświadamiać, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej. No tak! Miałam koszmar z
którego wybudził mnie Jack. O księżycu, ten sen zostanie długo w mojej pomięci.
Wszyscy poddani Arendell, Anna, strażnicy…..Jack. Wszyscy martwi i to z mojej
winy! Dlaczego to musi spotykać akurat mnie? Los lubi grać na moich nerwach,
czy co!? Ja tego nie rozumiem.
Powoli wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ajć, narobiłam tu
niezłego bałaganu. Ok, zaraz się to posprząta. Powoli uniosłam ręce do
góry, a lód zaczął zmieniać się w śnieg, który teraz spoczywał w postaci kulki
energii w moich dłoniach. Po chwili zniknął, a ja poczułam się silniejsza.
Nagle
coś zastukało w szybę od wyjścia na balkon. Odwróciłam się. Zobaczyłam małą
wróżkę, jedną z małych pomocniczek Zębuszki. Podeszłam i otworzyłam jej
szklane drzwi, a ta szybko wleciała do środka, potrzepując swoimi maleńkimi
skrzydełkami.
- Hej
maleńka, co cię do mnie sprowadza? – spytałam z uśmiechem. Wróżka jedynie
przyglądała mi się z ciekawością, latając wokół mojej głowy. Zapiszczała
cichutko i wyleciała z mojego pokoju. Szybko wybiegłam za nią na balkon i
spojrzałam, gdzie leci. Wleciała przez okno do pokoju Jacka. Hmmm, ciekawe co
się tam dzieję. Wyszłam z pokoju i podeszłam do drzwi od pokoju białowłosego.
Przyłożyłam ucho do drewna i zaczęłam nasłuchiwać, jednak jedyne co słyszałam
to ciche szepty i chrupanie. Ok, może będę trochę nachalna, ale co tam, taka
już jestem. Szybko zapukałam i od razu wparowałam do środka. Taaa, takie ,,z
buta wjeżdżam’’ , a co!?
Musiałam
tym zaskoczyć białowłosego, bo ten z piskiem dziewczyny podskoczył i walnął
głową w sufit, a potem wylądował tyłkiem na ziemi i szybko zaczął
rozmasowywać obolałe miejsce. Syknęłam pod nosem. Ałć.
- W porządku? – spytałam zamykając za sobą
drzwi. Nadal zszokowany Jack natychmiast stanął na nogach, szczerząc się i
ewidentnie chowając coś za plecami.
- Jasne, i mam nadzieję, że z tobą również – zaśmiał się
- Taaaak – zmierzyłam go wzrokiem od stóp do
czubka głowy – a co tam chowasz? – spytałam podejrzliwie.
- Co? Kto? Ja? – powiedział szybko – Ja nic
nie chowam – skłamał. Nagle z kieszeni jego bluzy wyleciała mała mleczuszka,
która usiadła na jego ramieniu i zaczęła zajadać się ciastkiem. O kurczę,
nie wierzę! To są przecież ciastka Mikołaja!
-
Zdrajca – wysyczał Jack w stronę mleczuszki. Ta tylko pokazała mu język i
kontynuowała jedzenie ciacha.
- Nic
tam nie chowasz, taaa? – uniosłam jedną brew do góry – Wydaje mi się, że North
nie będzie zadowolony, że kradniesz mu jego smakołyki, a wiesz, jaki potrafi
być, kiedy to robisz – parsknęłam
- Błagam nic mu nie mów! – złożył ręce jak do modlitwy.
-
Hmmm….. – udałam zamyślenie, stukając palcem wskazującym o moją brodę – No
dobrze……ale pod jednym warunkiem – spojrzał na mnie wyczekująco, jakby
spodziewał się czegoś strasznego. Zaśmiałam się na ten widok – Odpalasz mi
kilka pierników – powiedziałam pewnie, krzyżując ręce na piersi.
-
Tylko tyle!? – podskoczył szybko na równe nogi i wyciągnął zza placów
kilka sztuk ciastek – Proszę bardzo madame - teatralnie ukląkł na jedno kolano
i spuścił głowę.
Zachichotałam i wyciągnęłam rękę, żeby wziąć sobie piernik, ale białowłosy
szybko schował je do kieszeni i podniósł na mnie chytry wzrok.
- Ale najpierw musisz mnie złapać i sama sobie wziąć – zaśmiał się.
-
Orzesz ty! – wykrzyknęłam ze śmiechem i rzuciłam się na niego, ale ten w
ostatniej chwili podskoczył do góry i przykucnął na czubku swojej laski, a ja
wylądowałam na podłodze.
-
Pudło – parsknął – sekundę za późno Śnieżynko – pokazał mi język
- Chodź
tu ty mały…… - pięknym podcięciem nogą przewróciłam jego kostur, a sam
białowłosy spadł na posadzkę uderzając o nią tyłkiem.
- No
i co, widzie, że u ciebie też słabo z refleksem Panie ładny – parsknęłam
śmiechem
- Ja
ci zaraz dam – wstał otrzepując się z niewidzialnego kurzu – No to czas a
zamianę ról – zaczął mnie gonić, a ja z piskiem rzuciła się do ucieczki.
Śmialiśmy się do łez, latając po pokoju, jak szaleli. W całym pomieszczeniu
wirowały płatki śniegu, a od ścian odbijały się nasze krzyki. Gdybyś to
tylko mogli zobaczyć, HA! Szaleństwo!
W
pewnej chwili znalazłam się pod sufitem, koło żyrandola. Przez śnieżyce
panującą wokół miałam niewielkie problemy z widocznością, ale nie aż na tyle,
żeby nie być pewną, że nie widzę nigdzie Jacka. Rozglądałam się na wszystkie
strony, ale jego oni widu, ani słychu. Zniknął! Nagle poczułam, jak ktoś wpada
na mnie z impetem obejmując mnie. Popchnął mnie z taką siłą, że poleciałam
razem z nim w dół. Upadłam plecami na miękkie łóżko Jacka, a on sam wpadł na
mnie, przez co nasze twarze dzieliło kilka centymetrów, po czym zaczął
chichotać. Zresztą ja także. Po chwili już tylko patrzyliśmy sobie w oczy,
uśmiechając się szeroko, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. Nagle poczułam
jakieś dziwne uczucie. Coś, co kazało mi się zbliżyć do białowłosego. Miałam
wrażenie, że Jack poczuł to samo. Powoli zaczęliśmy zbliżać nasze twarze do
siebie, a z każdym minimetrem uśmiechy nam znikały, a zastępowała je niepewność
i tak jakby ciekawość. Ja spojrzałam na usta białowłosego, on na moje. Gdy były
oddalone od siebie o centymetr, zatrzymaliśmy się na chwilę, a wtedy każde z
nas je zacisnęło. Była to oznaka niepewności. Ale w końcu się
przełamaliśmy. Powoli zbliżyliśmy się, a nasze wargi złączyły się w
delikatnym pocałunku.
Czułam,
jakby serce miało wyskoczyć mi z piersi. To było niesamowite. Śnieg zaczął
wirować wokół nas, a łóżko pokrył szron. Czułam się tak wspaniale. Po jakimś
czasie odsunęliśmy się od siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i zaśmialiśmy się.
Nagle
ktoś zaczął walić w drzwi. Zaszliśmy z łóżka i ze zdziwieniem patrzyliśmy w ich
stronę.
- JACK! Wiem, że tam jesteś! Dobrze ci radzę, OTWÓRZ TE DRZWI! – rozlegały
się krzyki Northa
-
O-oł. Chyba się zorientował – zaśmiał się Jack. Podszedł do drzwi i je
otworzył, a do pokoju wpadł wściekły Mikołaj. Chciał dorwać białowłosego.
-
JACK! Ty złodzieju ciastek! Niech no ja cię dorwę, a przysięgam, że ciastka to
będzie twój ostatni posiłek! – krzyczał.
Lewitując kilka metrów nad ziemią obserwowałam tą sytuacje śmiejąc się do łez.
Biedny Jack, ale sam na to zasłużył. Trzeba było tego nie kraść, albo zrobić to
jakoś bardziej profesjonalnie. Dobra, muszę coś zrobić, bo Mikołaj go zabije.
-
North! North, tylko spokojnie – zatrzymałam go i położyłam rękę na jego
ramieniu – Nie dajmy się zwariować. Można to jakoś spokojnie załatwić –
podleciałam do białowłosego – Jack oczywiście bardzo żałuje swojego czynu,
prawda Jack? – spojrzał na mnie jak na wariatkę. Cały czas się szczerząc
walnęłam go łokciem w żebra.
-
Ał….znaczy, oczywiście że tak – także się wyszczerzył.
- No,
to może jakoś można ci to wynagrodzić? – spojrzałam na Northa. Ten chwile się
zastanowił, po czym uśmiechnął się diabolicznie.
***
-
Nienawidzę cię – mruknęłam formując z ciasta kolejne piernikowe serduszko. Jak
miło jest harować już trzy godziny w różowym fartuszku.
- Oj
tam nie przesadzaj. Aż tak źle nie jest – odparł Jack jednocześnie ozdrawiając
lukrem i posypką świeżo upieczone ciastko.
- To
ty powinieneś tu harować, nie ja! – spojrzałam na niego gniewnie
- Ale
spójrz na to z innej strony. Jak skończymy to będziemy mogli wziąć sobie kilka
pierników – zaśmiał się szturchając mnie w ramie.
- O
nie, nie ma mowy! Nie chcę widzieć ciastek przez co najmniej rok.....no dobra,
sama się oszukuje – parsknęłam. Nagle ni z tego ni z owego dostałam mąką w
twarz. Byłam tak zaskoczona, że dopiero po chwili zorientowałam się co się
stało, a z transu obudził mnie śmiech Jacka.
- Ej! – zaśmiałam się. Nabrałam garść posypki i
rozsypałam ją na jego włosy. I tak zaczęła się świetna zabawa, którą
przerwał Mikołaj, oczywiście oburzony naszym zachowaniem. Musieliśmy wszystko
posprzątać, ale i tak było warto. Wróciłam do pokoju i wzięłam długą, ciepłą
kąpiel. Kiedy leżałam już w łóżku, rozmyślałam nad dzisiejszymi wydarzeniami
gapiąc się w sufit, czasem łapiąc na język pojedyncze płatki śniegu.
Zastawiałam się nad tą sytuacją z Jackiem. Zarumieniłam się na samą myśl o
naszym pocałunku. Czułam się wtedy tak dobrze, bezpiecznie. Jego usta tak
bardzo są podobne do tych Jacksona. Zastanawiam się czy Jack coś do mnie czyje,
a już przede wszystkim, czy ja coś do niego czuję?
…………………………………………………………………….
Witojcie!
Rozdział miał się pokazać wcześniej,
ale jego połówka mi się skasowała, a po za tym chciałam go jeszcze dopracować.
Ponieważ są już wakacje, każdy gdzieś wyjeżdża, ja również. Jutro przekaże wam
informacje o moim wyjeździe. W górach, jak dobrze wiedzie nie ma neta…..no, w
sumie jest, ale jest dość słaby i wolny, więc raczej nie uda mi się czegoś
napisać. Ale jeszcze zobaczę. No to się żegnam, mam nadzieję, że rozdział się
podobał :) Czekam na wasze komy.
Całusy i PAPA <3