czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych świąt!

 
Witajcie moje kochane kropelki! Tak jak obiecałam, tak zrobiłam i napisałam tego posta XD
 
Więc tak: Moje kochane, życzę wam wspaniałych, Wesołych Świąt, niech nikogo nie zabraknie u was przy stole wigilijnym, wspaniałej choinki, obfitej kolacji. Niech North przyniesie wam mnóstwo prezentów, a Jack porządnie sypnie śniegiem XD Życzę wam także wspaniałego Sylwestra! Miłej zabawy, mnóstwa fajerwerku i błagam, nie opijcie się za bardzo pikolo! XD (Taaa, odezwała się ta, co już ma w górach kilka butelek kupionych - Jelsa) (Ciiiiii! XD)
A teraz kilka zdjątek:
                                        
 
 
 
 
 
(awwww XD To jest genialne XD)
 
 
(swiiiiiiiiit!)
 
 
 
(Teraz coś od Krainy Lodu)
 
 (I coś od Jacka :*)

 
I jeszcze taki filmik:
                                              
 
No i tyle. Jeszcze raz życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego roku!
Jakby co, to nie ma mnie aż do sylwestra, bo jadę w góry! Możecie poprosić I.Q, żeby wam powiedziała, co mnie czeka w te święta! ;) PAPA! Trzymajcie się chłodno i do napisania!
 
 

środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 23 ,, Koszmary powracają.....i są coraz gorsze''


Elsa:
Bardzo mnie martwiło, to co mówił Nico. On coś knuje? Ale z kim? Nie wiem sama. Niedługo potem weszłam do Sfery Snów. Byli tam prawie wszyscy. Jak zwykle Jack denerwował Zająca, Wróżka wydawała rozkazy malutkim wróżkom, a Mikołaj ''żywo rozmawiał'' z Piaskiem. Chrząknęłam, aby poinformować ich o moim przybyciu. Kiedy Jack mnie zobaczył, uśmiechnął się i od razu do mnie podleciał, po czym przytulił mnie mocno, a ja to odwzajemniłam.
 - Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - spytał białowłosy
 - Mówiąc szczerze, bywało lepiej - uśmiechnęłam się wsuwając niesforny kosmyk włosów za ucho.
 - Przyjemnie wam się gada, drogie gołąbeczki? - usłyszałam śmiech Zająca
Jack odwrócił się i posłał uszatemu mordercze spojrzenie.
 - Przysięgam, że kiedyś zrobię z ciebie pasztet wredny kangurze - wysyczał wściekle
 O księżycu , mina Zająca....Ha! Bezcenna! Z trudem powstrzymałam chichot.
 - Ponoć groźby są karalne - zaśmiałam się stając obok białowłosego
 - No i co z tego? Zasady są po to by je łamać - odrzekł
Uśmiechnęłam się słysząc te słowa. Jack ma takie same przekonania jak ja. Wolicie nie wiedzieć ile zasad złamałam będąc syreną. Dwie...może pięć.....no, maksymalnie dziesięć......a może troszkę więcej? Nie! Nie wiem! Z resztę, to było dawno i nie prawda.
                                                                 ***
 - Księżycu, daj mi cierpliwość, bo tu skonam - westchnęłam, kładąc dłoń na twarzy - Mówię to czwarty i już OSTATNI raz: Szłam korytarzem. Nagle ktoś zakradł się od tyłu i wrzucił mnie do portalu. Poznałam tam Kseris, strażniczkę wymiarów. Wytłumaczyła mi wszystko, co musiałam wiedzieć. Przeniosłam się do labiryntu, gdzie spotkałam tego porąbanego rycerza. Próbowałam z nim walczyć, ale mi to nie wychodziło, więc pozostała mi tylko ucieczka. On jednak w końcu mnie dopadł i wysłał mnie do jakiejś ,,komnaty luster,, Tam w końcu go unieruchomiłam. Potem sprowadziłam do siebie Jacka i finito! Resztę już wam powiedział - wskazałam na białowłosego - Ta dam! Cała historia w dużym skrócie.
 - W porządku, teraz zaczyna mi się już wszystko układać - powiedział zamyślony Miko
 - Nareszcie! Chwała ci księżycu! - podłam na kanapę obok Jacka, który uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Widać było, ze śmieszy go ta sytuacja.
 - A tak w ogóle - zaczął białowłosy - to ta cała Kseris jest strażniczką, ale.....tak jakby nie ma jej w naszym gronie. Ja ją pierwszy raz na oczy widziałem, a nic o niej wcześniej nie wiedziałem! - chłopak wstał z kanapy.
 - Widzisz Jack - North wyrwał się z zamyślenia - Jest dużo rodzajów strażników. My akurat jesteśmy strażnikami dziecięcych marzeń. Księżyc wybiera strażników, aby strzegli swoich przywilejów, a przywilejem Kseris jest strzeżenie wymiarów.
 - Ok, dzięki - westchnął
 - Wiecie co...... - wstałam - ja zaraz wracam, muszę coś sprawdzić - powiedziałam i wyleciałam z pomieszczenia. Po przemierzeniu kilku metrów dotarłam pod drzwi do pokoju Nica. Wierzcie czy nie, ale z natury jestem okropnie ciekawska.....co niestety często wpędza mnie w tarapaty.
 Zapukałam dwa razy. Dźwięk rozbijania wazonu i..... o matko, gdzie on się uczył tak przeklinać!?
 - Emmm, Nico! Mogę wejść? To ja, Elsa - uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka. Chłopak stał koło okna patrząc na lodowy krajobraz. W pewnej chwili odwrócił się.
 - O, Elsa, jednak się znalazłaś - uśmiechnął się
 - Taaak, ale.... - spojrzałam na jego twarz. Nabrałam gwałtownie powietrza - O matulku, co ci się stało?! - pisnęłam. Całą dolną twarz miał we krwi, pod okiem siniaka i siny nos.
 - Aaa, to? Nic takiego, jakiś Yeti mnie nie zauważył i obracając się walnął mnie, z jak widać przykrymi skutkami - usiadł na łóżku. Nie jestem do końca pewna, czy mówi prawdę, ale ok.
 - Czekaj, opatrzę ci to - osiadłam koło niego. Wyczarowałam chusteczkę ze szronu i zaczęłam wycierać krew z twarzy chłopaka. Po chwili skończyłam. Zrobiłam ze śniegu małą kulkę i przyłożyłam ją do nosa i ust chłopaka. Od razy odepchnął mi rękę.
 - Ałłł, zimne! - krzyknął
 - O, poważnie? Lód zimny? - zaśmiałam się ironicznie
 - Ha ha ha, bardzo śmieszne - burknął, ale widziałam, że kącik jego ust lekko się podniósł.
 - No już, wytrzymasz - i znów przyłożyłam mu lód. Teraz był już spokojny.
Nagle kątem oka dostrzegłam granatową plamkę. Lekko przechyliłam głowę. Księżycu, czy ja mam już zwidy, czy widzę Jacka, który parzy przez okno ze wściekłą miną. Szybko odwróciłam tam głowę, ale nic nie zobaczyłam. Taaa, chyba jednak serio mam zwidy.
 - Hej, w porządku? - Nico przybliżył twarz do mojej, był niebezpiecznie blisko.
 - Eeee, tak - szybko wstałam patrząc na niego z lekkim strachem - wiesz, jaaa, he he, ja lepiej już pójdę, jestem trochę zmęczona - zaczęłam wycofywać się do drzwi.
 - Oooo, ale dlaczego? - zrobił udawane maślane oczka.
 - Jestem zmęczona, ok? - lekko się zirytowałam. Odwróciłam się i złapałam klamkę od drzwi. Trochę żałuję, że tu przyszłam. Co mnie do tego podkusiło? Ciekawość? Podejrzenie? A może sam chłopak? Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne: Nico coś ewidentnie ukrywa, a ja bardzo chciałabym wiedzieć, co?
 Uchyliłam drzwi z zamiarem wyjścia, a wtedy usłyszałam za sobą:
 - Kolorowych snów - zaśmiał się chłopak. Odwróciłam głowę. Patrzył na mnie z trochę przerażającym uśmiechem. Pospiesznie wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę swojego. Ten chłopak jest dziwny, ale na swój sposób też miły i sympatyczny. Może powinnam częściej z nim przebywać, w końcu w ogóle się nie znamy?
  Weszłam do pokoju i od razu wyszłam na balkon. Musiałam odetchnąć świeżym, zimnym powietrzem. Wiatr delikatnie rozwiewał kosmyki moich blond włosów i miło chłodził skórę. Westchnęłam głęboko, po czym oparłam się łokciami o barierkę. Utkwiłam mój wzrok w pięknym krajobrazie. Kilka kilometrów dalej można było dostrzec ocean. Pierwszą rzecz, jaka przyszła mi przez myśl, gdy go zobaczyłam, to Anna. Obraz jej uśmiechniętej twarzy nie mógł zniknąć z mojej głowy. Im dłużej jej nie widzę, nie rozmawiam z nią , tym bardziej za nią tęsknię. Może powinnam wrócić do Arendell, zobaczyć się z nią po tylu miesiącach? Taaaa, tylko jak to niby miało by wyglądać? Hej Ania, sorki, że nie było mnie przez tyle czasu, ale byłam na ciebie wkurzona. Jak widać, żyję i jeszcze w dodatku mam nogi! Seriously?! Really?! Przyprawiłabym ją o niepotrzebny zawał serca. Ech, życie potrafi dopiec. Kiedyś na pewno będę musiała wrócić, ale......jeszcze nie teraz.
  Wróciłam do pokoju i padłam na poduszki. Jestem wykończona. Po chwili zasnęłam:
Stoję w gęstej mgle, która ma drażniący zapach siarki. Zaczynam iść na przód rozglądając się. Po chwili mgła zaczęła opadać. Teraz widzę zarys plaży, której piasek podmywa czysta woda oceanu. Kiedy mętna, szara para opadła całkowicie widziałam już wszystko. Zakryłam dłońmi usta i wrzasnęłam z przerażenia. Wzdłuż brzegu leżały martwe ciała poddanych Arendell.
                                          


 Wszystkie skąpane we własnej krwi, pokryte szronem. Sztywne, nie dające znaku życia. Zaczęłam biec przed siebie, patrząc na każde z osobna. Morderca nie oszczędził nawet dzieci. Niektóre ciała były przeszyte na wylot lodowymi soplami. Przerażający widok.
  Zatrzymałam się, by zaczerpnąć tchu, nie odrywając wzroku od nieboszczyków.
 - No i widzisz, co narobiłaś - obok mnie zmaterializował się Czarny Pan. No tak, można się go było tu spodziewać.
 - Jak mogłeś! Zabiłeś ich wszystkich! Nie oszczędziłeś nawet dzieci! - spojrzałam na niego gniewnie
 - Ja ich zabiłem!? - położył dłonie na piersi - O, co to, to nie! To TY ich zabiłaś! Zrobiłaś to z zimną krwią!
                                 
 Spojrzałam na swoje dłonie. Z przerażeniem spostrzegłam, że są one w czerwonej mazi. Wrzasnęłam. Próbowałam zetrzeć z rąk krew, ale ta wciąż wracała. Nie! Nie! To nie może być prawda! Nie mogłam tego zrobić!
 - Nie! Nie! Nie! - krzyknęłam zapłakana. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec przed siebie. Wbiegłam do ciemnego lasu. Osłaniałam się rękami przed suchymi gałęziami drzew, które raniły mnie w skórę. Co chwila wplątywały mi się we włosy, a ja szybkim ruchem je łamałam. W pewnej chwili moja spódnica zaczepiła się o iglasty krzak. Krzyknęłam przestraszona i wyszarpałam ją, tworząc w materiale duże dziury. Nie przejmowałam się tym, biegłam dalej. W końcu wybiegłam z lasu. Zatrzymałam się niedowierzając. Wróciłam do punktu wyjścia! Znów jestem na plaży wśród nieboszczyków. Mrok klęczał nad jednym z nich. Podeszłam bliżej. Wszędzie rozpoznam te rude włosy, spięte w dwa warkocze. Anna.
 - Oj, oj, oj - zacmokał Pitch - A była to taka ładna dziewczyna - chwycił ją za włosy i podniósł jej głowę, a ja zobaczyłam jej twarz. Wykrzywioną w grymasie bólu. Jej skóra miała lekko szarawy odcień.
 - Nie dotykaj jej! - wrzasnęłam wściekła
 - O, Elsa. Prawie zapomniałem, że tu jesteś - zaśmiał się wstając - I co? Jak ci się tu podoba? Jak podoba ci się twoja przyszłość? - zaczął chodzić wokół mnie.
 - Nigdy do tego nie dojdzie - wysyczałam, patrząc ze łzami w oczach na martwe ciało Anny.
 - Jesteś absolutnie pewna? No cóż, oni też tak sądzili.... - machnął ręką, a koło mnie pojawiły się martwe ciała strażników. Strach mnie sparaliżował. Powoli do nich podeszłam. Uklękłam koło ciała Jacka i położyłam sobie jego głowę na kolanach.
 - Nie...Jack.... - wyszeptałam zapłakana. Przycisnęłam jego głowę do mojej klatki piersiowej i zaczęłam głośno płakać. To niemożliwe! Ja tego nie zrobiłam!
 Wstałam gwałtownie. Cała się trzęsłam. Nie mogłam przestać płakać.
 - Widzisz, jaka jesteś słaba? - powiedział Mrok, po czym zaczął głośno się śmiać.
 - Potwór! - usłyszałam nagle niski, zachrypnięty głos. Odwróciłam się. Stał za mną tłum postaci, zrobionych z czarnego piasku. Wyglądali jak ludzie. W rękach mieli widły i pochodnie, których światło rozpraszało mrok panujący wokół.
 - Potwór! Wiedźma! Morderczyni! - ich krzyki się przeplatały
 - N-nie! Ja t-tego nie zrobiłam - krzyknęłam wyciągając ręce przed siebie.
                                             


 - Zabić ją! Spalić! Wiedźma! - zaczęli na mnie nacierać. Powoli się cofałam, ale nie wiadomo jak, za mną znalazła się kamienna ściana. Teraz już nic mi nie pomorze. Ale...jeśli oni wszyscy naprawdę nie żyją....co czy jest jakiś sens, abym ja żyła?
 - Nie, p-proszę - szeptałam kuląc się w koncie. Zacisnęłam powieki i zakryłam uszy dłońmi.
 - Wiedźma! Potwór! Zabić ją! Morderczyni! Spalić ją! - skandowały krzyki, które teraz słyszałam w mojej głowie.
 - Dopełni się przepowiednia! - do moich uszu dobiegł głos Czarnego Pana. Był on ledwie słyszalny pośród pozostałych wrzasków - Historia się powtórzy! Dopełni się przepowiednia!
 Nagle postacie rzuciły się na mnie. Wrzasnęłam i zostałam pochłonięta przez ciemność. Poczułam jednak, że się budzę, a raczej ktoś mnie budzi.

Jack:
Ze snu wyrwał mnie hałas i czyjeś krzyki. Wstałem gwałtownie z łóżka. Wszędzie rozpoznam ten głos.
 - Elsa - wyszeptałem.
Wybiegłem na korytarz i szybkim krokiem podszedłem do drzwi od pokoju blondynki. Chwile potem koło mnie pojawili się również strażnicy. Zacząłem nasłuchiwać. Tak, to z tego pokoju dobiega ten hałas. Otworzyłam drzwi bez pukania i wtargnąłem do środka. Otworzyłem szeroko oczy. Całe pomieszczenie było skute lodem i rozpętywała się wichura. Spojrzałem przed siebie. Elsa szamotała się na łóżku i krzyczała. Cała była zlana potem i ciężko oddychała. Podszedłem do łóżka i usiadłem na jego skraju.
 - Elsa! - krzyknąłem łapiąc ją za ramiona. Podniosłem ją do pozycji siedzącej i zacząłem nią potrząsać - Elsa! Elsa, no dalej, obudź się! - dopiero teraz poskutkowało.

Elsa:
Otworzyłam gwałtownie oczy. Zobaczyłam Jacka siedzącego przede mną, który trzymał mnie za ramiona. Rozejrzałam się z przerażeniem w oczach. Koło drzwi stali strażnicy, a cały pokój był zamarznięty. Szybko spojrzałam z powrotem na Jacka.
 - Przepowiednia...dopełni się przepowiednia.....! - zaczęłam panicznie mówić, patrząc mu głęboko w oczy.
 - Co? - zdziwił się.
 - .....Historia się powtórzy! Dopełni się przepowiednia......! - nie przerywałam.
 - Co? Jaka przepowiednia, jaka historia, o czym ty mówisz...!? - ale nie dokończył, bo rzuciłam mu się na szyje.
 - Oh Jack, tak bardzo się boję - wyszeptałam, wtulając twarz w jego ramię. Zaczęłam cicho szlochać.
 - To był tylko zły sen - westchnął. Objął mnie i oparł policzek o czubek mojej głowy - No już, nie płacz, jestem tu........
                                          
 


.................................................
Witajcie moje kropelki! <33
Taaa.....wróciłam, ale nie na długo, za kilka godzin wyjeżdżam w góry na święta i zostaje do sylwestra. (I.Q wie o co chodzi ;) )
Więc tak, mam nadzieję, że rozdział się podobał! Czekam na mnóóóóóóstwo komów! Przed wyjazdem wstawię post z życzeniami itp. <3
Trzymajcie się chłodno! PAPA <33

            

 
 

wtorek, 17 listopada 2015

Przepraszam........


Witajcie moje kochane. Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia, ale.....nie mogłam. Zeszły piątek mógł być taki jak każdy inny, ale taki niestety nie był. Straciłam dziadka........mojego kochanego dziadka :'''''''(  Jestem w żałobie, plącze prawie cały czas jak o nim pomyśle. Tak oto nie mam już żadnej babci, ani żadnego dziadka.......no cóż, życie mnie nie oszczędza. Ponieważ dopiero wczoraj wróciłam z gór, gdzie był pogrzeb nie miałam czasu, ani głowy, żeby cokolwiek napisać. Wiedźcie jednak, że rozdział pojawi się w tym, może w następnym tygodniu, postaram jak najszybciej wziąć się w garść i coś napisać. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Do napisania!

(post zostanie skasowany po wstawieniu rozdziału)
                                                 

środa, 21 października 2015

Rozdział 22 ,,Czy on coś ukrywa?

- Na próchnice Kolumba, co wam się stało!? - Zębuszka zaczęła niespokojnie latać koło młodych strażników. Elsa nie miała siły, żeby jej odpowiedzieć. Ból ramienia wzrastał, a materiał jej opatrunku robił się coraz bardziej czerwony. Przed oczami miała mroczki, a jakiekolwiek dźwięki powodowały ból głowy.
- Wyjaśnienia później! Trzeba jej pomóc, bo się wykrwawi - powiedział Jack, widząc w jakim stanie jest białowłosa. Szybkim ruchem wziął ją na ręce, a ona oparła głowę o jego tors, trzymając się kurczowo swojego ramienia. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Bardzo cierpiała.
- Prędko, do Strefy Snów! - krzyknął Mikołaj. Kiedy tam doszli, Jack ostrożnie położył zwijającą się z bólu Else na czerwonej kanapie, a North i Ząbek podeszli do szafki i zaczęli szukać czegoś w szufladzie. Po chwili stanęli obok leżącej strażniczki i Jacka, który trzymał ją za rękę i wpatrywał się z niepokojem w jej zapłakaną twarz. Miko trzymał w dłoni małą butelkę z płynem o limonkowej barwie. Wróżka powoli zdjęła blondynce opatrunek, a wszyscy ujrzawszy jej ramię wdrygneli się. Rana była głęboka i bardzo obficie krwawiła, a czerwona maź spływała po ręce i skapywała na kanapę. Prawie widać było mięsień, a wszystko było brudne od czarnego piachu. Wyglądało to naprawdę makabrycznie. Elsa z całej siły ściskała dłoń Jacka i z trudem powstrzymywała się, by nie krzyknąć, a krople potu spływały po twarzy i mieszały się z łzami.
- Nie jest dobrze - westchnął North. Białowłosa uchyliła zaciśnięte do tej pory powieli i powoli spuściła głowę chcąc zobaczyć ranę, jednak widząc to Jack szybko zareagował:
- O nie, Elsa nie! - wolną ręką (czyli tą którą nie trzymała Elsa) podniósł jej brodę do góry, a w jej oczach zobaczył większy strach - Spokojnie, spokojnie.....nie patrz w dół, patrz, patrz na mnie - powiedział wskazując na siebie. Mikołaj odkorkował butelkę. Widząc to Elsa spojrzała głęboko w oczy białowłosego, które miały teraz piękną, błękitną barwę.
- Jack.....boję się - wyszeptała zachrypniętym głosem. Chłopak spojrzał ukradkiem w oczy Northa, w których czaił się smutek. Zrozumiał, że Elsa ma się czego bać, jednak nie chciał, żeby tak było.
- No, no wiem - przeniósł wzrok na nią - ale będzie dobrze - zauważył że Miko zaczyna zbliżać butelkę do rany strażniczki - jeszcze będziesz się z tego śmiać - próbował ją pocieszyć, jednak bezskutecznie.
- Jack, lepiej ją przytrzymaj - Ząbek była przestraszona. Białowłosy jednak wolał zaczekać. Mikołaj podniósł lekko rękę blondynki i wylał na ranę połowę płynu. Momentalnie Elsa zaczęła wrzeszczeć i szamotać się. Jack szybko złapał ją za zdrowe ramie i przycisnął do kanapy, a drugą ręką mocniej ścisnął jej dłoń. Do jego oczy zaczęły napływać łzy, gdy widział cierpienie strażniczki. Dobra wiadomość była taka, że rana zaczęła się zaklepywać, sycząc przy tym i dymiąc. Święty widząc, że płyn działa wylał jego resztę na poparzenie. Białowłosa zaczęła jeszcze mocniej się szarpać.
- Dość! Błagam! Dość! - wrzeszczała przez łzy. Jack miał coraz większe trudności, aby ją utrzymać. Kanapę zaczął pokrywać szron, który znalazł się też na całym pomieszczeniu. W końcu poparzenie zniknęło, a Elsa już nie szamotała się. Opadła na kanapę oddychając ciężko. Miała mocno zaciśnięte powieki, a knykcie były już śnieżnobiałe od ściskania ręki Jacka. W pewnej chwili jej głowa opadła bezwładnie na poduszkę, a grymas na twarzy zniknął. Białowłosy przestraszył się, ale Wróżka położyła mu rękę na ramieniu i uśmiechnęła się smutno.
- Nic jej nie jest, po prostu zemdlała - zapewniła
- Całe szczęście - westchnął - co teraz? - spytał
- Zanieś ją do pokoju, niech odpocznie - odparła i odleciała. Jack kiwnął głową i wziął dziewczynę na ręce. Zrobił to ostrożnie, bo przy jej stanie bał się wykonywać gwałtownych ruchów. Odbił się od ziemi i po chwili latania między Yetimi, przeleciał przez kilka korytarzy, po czym wylądował koło drzwi białowłosej. Ponieważ miał zajęte obie ręce, naciskał klamkę łokciem i wszedł do środka, zamykając drzwi plecami. W pokoju było przyjemnie zimno, a szron i płatki śniegu padające z sufitu pięknie błyszczały od ostatnich promieni zachodzącego słońca. Jack podszedł do łóżka i położył Else na miękkiej pościeli, po czym usiadł koło niej na kraju łóżka. Ujął jej dłoń i zaczął ją lekko głaskać swoim kciukiem. Uśmiechnął się smutno patrząc na jej twarz. Powrócił na nią grymas bólu, a z pod zamkniętych powiek nadal wylatywały łzy i spływały po bladych policzkach.

 
Oddychała szybko, a ponieważ robiła to ustami, słuchać było, że ma trochę zdarte i zaschnięte gardło, a wdechy i wydechy przychodziły jej tak jakby z trudem. Jack słyszał to. Na nocnej szafce, znajdującej się koło łóżka, zlokalizował dzbanek z wodą i małą, drewnianą miseczkę, służącą za szklankę. Wstał, nalał do niej wody, po czym usiadł z powrotem na skraju łóżka. Wsunął lewą rękę pod szyję białowłosej i lekko podniósł, tak, że była prawie w pozycji siedzącej. Zbliżył naczynie do ust strażniczki i powoli zaczął wlewać do nich zawartość miseczki. Po chwili była już pusta, więc chłopak z powrotem położył głowę Elsy na miękkiej poduszce, po czym odłożył naczynie. Przez chwilę patrzył na twarz białowłosej, ale pomyślał, że jest zmęczona i narazie się nie obudzi. Odgarnął ręką mokre od potu kosmyki włosów z czoła blondynki i złożył na nim delikatny pocałunek. 
- Już zawsze będę twoim strażnikiem. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić - wyszeptał. Wstał i podszedł do drzwi, po czym otworzył je, a kiedy był już na korytarzu i miał je zamknąć, spojrzał jeszcze raz na śpiąca Else. Wyglądała tak spokojnie. Jak wyjątkowy płatek śniegu leżący na warstwie śnieżnego puchu. Uśmiechnął się pod nosem i zamknął drzwi. Skierował się w stronę swojego Strefy Snów, by porozmawiać ze strażnikami.
 
Elsa:
Ciemność i pustka. Nic więcej nie widziałam. Nie widać niczego, ale słyszę......słyszę piski i okrzyki przerażenia. Odgłosy przeplatają się ze sobą dając efekt echa.
- Potwór! Wiedźma! Czarownica! Zabić ją! Spalić! - to ostatnie krzyki jakie słyszę. Otworzyłam gwałtownie oczy i poderwałam się do pozycji siedzącej. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu w którym się obecnie znajdowałam. Czy to......mój pokój? Jak ja się tu znalazłam? Potarłam rękami skronie. Nagle zaczęło mi świtać. Ból, Jack, okropny ból, wrzaski, a potem już tylko ciemność. Widocznie Jack musiał mnie tu przynieść. W sumie to jestem mu wdzięczna, że mnie wtedy przytrzymał, bo bym chyba całą bazę zamroziła i jeszcze zrobiła sobie, albo co gorsza, komuś krzywdę. Wstałam z łóżka, ale od razu tego pożałowałam, bo nogi się pode mną ugięły i z powrotem runęłam na łóżko. Syknęłam z bólu, gdy zabolało mnie moje lewe ramie.
- Cholera! - jęknęłam łapiąc się za.......no właśnie....poparzenie zniknęło! A no jasne, North mi je przecież wyleczył. Kurde, to bolało jak diabli! Tak jakby po ramieniu przejechało mi stado koni, potem słoni, kilka samochodów, a na końcu pogrążył to pies! Krótko powiedziawszy: Żadna z was nie chce tego przeżyć! Dobra, mniejsza z tym. Po kolejnej próbie udało mi się wstać. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Księżycu, wyglądam koszmarnie! Trzeba się przywrócić do porządku. Napuściłam ciepłej wody do wanny i wlałam do niej trochę olejku liliowego. Zrzuciłam z siebie ubrania, rozplotłam warkocz, po czym weszłam do wanny i ułożyłam się w niej wygodnie. Po kilku sekundach, jak sami się domyślacie, zmieniłam się w syrenę. Westchnęłam i zaczęłam dokładnie myć włosy, wdychając przyjemny zapach olejku liliowego. Po około 15 minutach wyczołgałam się z wanny. Wytarłam się porządnie ręcznikiem, by po chwili znów mieć nogi. Spuściłam brudną wodę i ubrałam się. Dopiero teraz spostrzegłam, że moje ciuch są potargane i brudne od ziemi, a także co stwierdziłam ze strachem, mojej krwi. Mocą doprowadziłam ubranie do dawnego wyglądu, więc z uśmiechem zaczęłam suszyć włosy, a kiedy skończyła, rozczesałam je i splotłam w luźnego warkocza, po czym przerzuciłam go przez lewe ramie. Dokładnie umyłam zęby i spojrzałam w lustro, by zobaczyć efekt końcowy. Teraz wszystko jest tak, jak być powinno. No, może z wyjątkiem tych wszystkich małych ran i zadrapań, ale nie zostaną po nich nawet blizny, niedługo znikną. Wyszłam z łazienki, następnie z pokoju i skierowałam się w stronę Strefy Snów. Założę się, że tam są strażnicy, a trzeba z nimi porozmawiać. Po przejściu jakiś 7 metrów usłyszałam za sobą czyjąś rozmowę. Odwróciłam się i zobaczyłam, że drzwi do pokoju Nica są lekko uchylone, a z wewnątrz słychać było głosy. Cichutko podeszłam bliżej i zaczęłam nasłuchiwać.
- .........no i się nie udało - to był Nico
- Czyli ona żyję!? - powiedział nieznany mi głos
- Tak, wybacz mi panie - westchnął czarnowłosy
- Spokojnie, mam jeszcze plan B - odparł głos. Usłyszałam kroki zmierzające w moją stronę. Spanikowana przez chwilę nie wiedziałam co robić. Przecież nie może mnie teraz zobaczyć! Szybko wzleciałam pod sufit. Z pomieszczenia wychyliła się sylwetka Władcy wiatru, który najwyraźniej sprawdzał, czy nikt nie jest na korytarzy, po czym znów zniknął w pokoju zamykając za sobą drzwi. Wypuściłam z ulgą powietrze.
- Ta moja ciekawskość kiedyś mnie zgubi - westchnęłam i znów wylądowałam na czerwonym dywanie. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę Strefy Snów myśląc o jednej rzeczy:
Czy Nico coś ukrywa?
 
 
 ................................................................
Witam moje.....no właśnie tu nadarza się pytanie. Zebrałam wasze propozycję i teraz wy zagłosujcie:
- Kropelki
- Śnieżynki
- Syrenki
Wybór zostawiam wam! Tylko mi pisać! XD
A teraz coś z innej beczki: Jak wiecie Tina Fire, moja BFF ma bloga, ale oprócz mnie i chyba jeszcze jednej osoby nikt nie koma, a ona pisze naprawdę genialnie, nawet planuje napisać z tego książkę! Proszę, zajrzyjcie i czytajcie! http://smoczakrewtina.blogspot.com/  Wpadać i komać! XD
No to na razie tyle, mam nadzieję, że rozdział się podobał. Czekam na dużo komów! PA! <3
                                                         

poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 21,,.....i wracajmy do domu!

Jack:
Zachowanie Elsy jest od pewnego czasu bardzo dziwne. Wygląda, jakby się bez przerwy czegoś bała. Przecież ci żeglarze są pijani i paplają jakieś bzdury. W tym przypadku o syrenach. Przecież one nie istnieją........chyba. A zresztą, czy to takie ważne? Elsa zarwała się z miejsca zaraz po odejściu tych żeglarzy i patrzyła się za nimi. Zdziwiony, ale też zmartwiony podszedłem do niej. Kiedy ją uspokoiłem, usiedliśmy z powrotem przy stoliku. Chwilę rozmawialiśmy, kiedy nagle rozległ się krzyk. Spojrzeliśmy w tamtą stronę i zobaczyliśmy tego faceta. Przepychał się przez ludzi i zaczął iść w naszą stronę. Prawie całą dolną część twarzy miał we krwi. No, trzeba przyznać, że jak na dziewczynę, Elsa umie dać kopa. Facet był już blisko nas. Szybko zaszliśmy z krzeseł i wbiegliśmy na ulicę. Nie mogliśmy uciec, bo na około nas byli ludzie obserwujący całe zdarzenie. Facet zbiegł ze schodów i zaczął biec w naszą stronę. No to zapowiada się kolejna walka.

Elsa: 
Nie dobrze, oj nie dobrze! Hej, ludzie! Wiecie co robić bo ja nie...he he. A teraz serio, ten facet biegnie w naszą stronę i chyba nie ma dobrych zamiarów.
- Jaaack - mówię ostrożnie - co teraz? 
W odpowiedzi zacisnął palce na lasce i z krzykiem rzucił się na tego gościa. Taaa, chłopaki, ha! Zawsze jedno i to samo. Walił w faceta łaską, a ten tylko zasłaniał się mieczem. Nagle w jego ręku pojawił się sztylet.
- Jack! Uważaj! - krzyknęłam, a białowłosy uchylił się przed lecącym w jego stronę sztyletem, który poleciał wprost na matkę trzymającą niemowlę. Szybko machnęłam rękami, a przed kobietą pojawiła się płyta z lodu, w którą wbił się sztylet i spadł na ziemie, a kobieta posłała mi wdzięczny uśmiech. Kiwnęłam głową i spojrzałem na Jacka. Leżał na ziemi. Musiał oberwać, bo nad jego brwią znalazło się rozcięcie, z którego leciała mała stróżka krwi. Szybko znalazłam się obok niego i posłałam w stronę faceta podmuch lodowatego wiatru, który wyrzucił gościa na ,,publiczność,, a ja pomogłam wstać białowłosemu, który już chciał iść w stronę faceta.
- Jack, musimy stąd spadać! Szybko! - ciągnęłam go w moją stronę, ale tan stawiał opór. Czy chłopaki zawsze są tacy mściwi? Najwyraźniej tak. W końcu dał sobie spokój i zaczęliśmy biec w stroną knajpy. Wbiegliśmy do środka, a ja rozglądnęłam się. Zlokalizowałam schody prowadzące na wyższe piętro budynku. Pociągnęłam Jacka w ich stronę i zaczęliśmy po nich wchodzić.
- Hej! - krzyknęła barmanka stojąca za ladą - tam nie wolno wchodzić! Wracać mi tu!
- Sorry - jęknęłam
Znaleźliśmy się na górze. Wszędzie było porozrzucane papiery, zniszczone i spróchniałe meble oraz stare lalki, którym brakowało kończyn i ubranek. Wszystko było zakurzone i pokryte pajęczynami.
- O ile ciastek Northa się zakładasz, że to stary, opuszczony teatr? - szepnęłam do Jacka, a on posłał mi spojrzenie mówiące: ,,Really? Now?,, - Dobra, dobra, już nic nie mówię! - zaśmiałam się. Z dołu można było usłyszeć krzyk barmanki. Kurczę!
- No nie! Wiejemy! - krzyknął Jack i pobiegliśmy na przód. Niestety, słychać było jak facet biegnie za nami. Błagam, wydostańmy się stąd wreszcie! Nagle przed nami dosłownie ,,wyrósł,, ten gość. Gwałtownie się zatrzymaliśmy oddychając ciężko.
- Księżycu, dopomóż! - błagałam w myślach. Kątem oka dostrzegłam spróchniałą, zakurzoną szafę. Mocno ją popchnęłam, a ta przewróciła się i roztrzaskała, przez co w powietrze urosło się mnóstwo kurzu. Ja i Jack zaczęliśmy kaszleć. Pobiegłam do przodu wydostając się z chmury kurzy, a po chwili zrobił to też Jack. Kurz zaczął opadać, więc pobiegliśmy na przód. Po chwili znaleźliśmy się w dużej komnacie. Wręcz ogromnej! Przed nami znajdowało się wielkie lustro, a za nim tak jakby wodospad.
 

 
To wszystko wygląda jak......o raju, nie więżę! To tutaj!
- Jack, udało nam się! To jest lustro do naszego świata! - krzyknęłam entuzjastycznie i podskoczyłam z radości, jednak usłyszałam tylko jego syknięcie. Spojrzałam na niego. Trzymał się za ramię.
- Jack, co się stało? - odsunęłam jego dłoń, a moim oczom ukazało się i ugryzienie węża. Zakryłam usta dłońmi - O nie, to wszystko moja wina, przepraszam Jack! O księżycu, a jak jego wąż był jadowity!? A jak zaraz odpadnie ci ręka, a jak zmienisz się w mutanta, a jak....... - moje paniczne krzyki przerwała dłoń białowłosego, którą zakrył mi usta.
- Elsa, spoko, nic mi nie jest, jeszcze żyje - zaśmiał się i zabrał rękę z moich ust. Westchnęłam z ulgą.
- Ok, czekaj, zaraz ci to opatrzę - chwyciłam jego rękę
- Nie Elsa, teraz nie ma czasu......
- Zrobię to szybko - przerwałam mu. Nabrałam dużo powietrza w płuca i jak najszybciej zaśmiewałam: Śnieżko światło zbudź, pokaż moc i dar, odwróć czasu bieg i zwróć mi dawny skarb, ulecz każdą z ran, odmień losu plan, co stracone znajdź i zwróć mi dawny skarb, mój dawny skarb! - rana zniknęła natychmiast, a blask, który bił ode mnie zniknął.
- Dzięki - uśmiechnął się białowłosy, a ja to odwzajemniłam. Nagle usłyszeliśmy szybkie uderzenia butów o podłogę. Odbiegliśmy od wejścia, a sekundę później stanął w nich nasz drogi nieznajomy. Powolnym krokiem zbliżał się do nas. W pewnej chwili zaczął coś szeptać w nieznanym mi języku. Nagle moje poparzone ramie zaczęło niemiłosiernie szczypać i boleć. Mocno się za nie złapałam i jęknęłam. Jack widząc co się ze mną dzieje, wyczarował śnieżkę i celnie trafił nią w twarz faceta, przez co przestał już mówić, ale ból ramienia nadal został. Kiedy facet chciał już zamachnąć się na nas mieczem, między nami rozbłysnął srebrny blask, który oślepił gościa, przez co odsunął się na parę kroków w tył. Nagle z blasku wyszła....strażniczka wymiarów?
- Kseris..... - wyszeptałam
- Prędko, uciekajcie! Kiedy przejdziecie przez lustro, zamknę przejście, a wtedy on nie będzie mógł za wami podążyć! - wskazała na faceta. Jack kiwnął głową i zaczął biec w stronę lustra. Już chciałam pobiec za nim, gdy usłyszałam za sobą strażniczkę.
- Elso - powiedziała łagodnie, a ja odwróciłam się w jej stronę - Proszę, weź to - podała mi swój granatowy róg - Gdy będziesz potrzebować pomocy, zagraj na nim, a ja zjawię się - blask wokół niej zaczął ją oplatać - Uważaj na siebie! Intuicja mi mówi, że już niedługo będzie ci potrzebny! - krzyknęła w ostatniej chwili, gdy światło całkiem ją oplotło i znikła. Spojrzałam na przedmiot. Jeśli Kseris ma rację, to muszę na siebie uważać.
- Elsa! Szybko! - usłyszałam Jacka. Stał już przy lustrze i czekał na mnie. Dostrzegłam, że ten gościu nie chce nas tak po prostu puścić. Zaczął biec w moją stronę. Szybko pobiegłam do białowłosego i w ostatniej chwili, gdy facet chciał złapać mnie za rękę, przeskoczyliśmy przez lustro, lądując na podłodze w jednym z korytarzy w bazie Northa. Zanim chłopak zdążył przeskoczyć, przejście zamknęło się i zmieniło w zwyczajną powierzchnie lustra, w której zobaczyliśmy swoje odbicia. Dopiero teraz zobaczyłam jak wyglądam. Jestem cała w kurzy, mam mnóstwo siniaków i rany na nogach, rękach, torsie i twarzy.
- Nic ci nie jest? - Jack podniósł się i chcąc pomóc mi wstać chwycił moje poparzone ramie.
- Ałłł! - krzyknęłam czując ogromny ból.
- Oj, wybacz! - puścił mnie. Dostrzegłam, że materiał opatrunku przesiąkł moją krwią. Tan facet musiał otworzyć tą ranę! - O księżycu, musimy natychmiast to opatrzeć! - zmartwił się Jack.
- Elsa, Jack! Tu jesteście! - usłyszeliśmy wołanie strażników, którzy po chwili znaleźli się obok nas.
 
.............................................................................
Witajcie moje kochane czytelniczki!
Tak wiem, myślicie: ,,Taaa, teraz kochane, a na rozdział czekałyśmy miesiąc!,, Tak wiem, i baaaardzo was za to przepraszam, ale ten miesiąc był naprawdę szalony, w ogóle nie miałam czasu, żeby cokolwiek napisać! Ale rozdział jest! Mam nadzieję, że się podobał i mam nadzieję, że jeszcze ktoś to przeczytał! Jesteście tam prawda?!
P.S Napiszcie, jak chcecie, żebym was nazywała, niech to będzie coś związanego z wodą albo śniegiem, jak tam chcecie ;) Do napisania! Dobranoc! <3

wtorek, 1 września 2015

Początek roku :''(..........ale wesele było mega XD

Jakby to powiedział Olaf: WITOJCIE!!! XD Jak wszyscy wiemy dziś pierwszy września, a to oznacza...........ODEBRANIE NAM WOLNOŚCI!!! Ludzie, szkoła się zaczyna! NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!  Wszyscy zostaliśmy skazani przez sędziów (czyt. rodziców XD) skazani na 10 miesięcy więzienia (czyt. szkoły XD)!!! No nic, blogerki są twarde! Wytrzymamy! No to tak dla rozluźnienia atmosfery paczajcie na zdjątka i filmy z wesela! i to równa się BONUS bo dowiecie się jak wyglądam! XD
Paczeć:
                                                                         
to moja sukienka na weselu...yyy....w realu jest bardziej błękitna XD
 
a to moja fryzura! :D
 
                                                        Sami przyznajcie.....typowa Elsa ze mnie była nie? XD
 
 

OGŁASZ WAS MĘŻEM I ŻONĄ!
 
Małżonkowie wychodzą z kościoła!
 
i tort! XD
 

czwartek, 27 sierpnia 2015

Marti powraca!

Siemanaczka ludziska! Głupawka po powrocie z gór obecna! XD Ogłaszam, że Marti Frost! Królowa Mórz i Oceanów! Władczyni Wszystkich Morskich Stworzeń! POWRACA! Pytacie, kiedy rozdział? Hmmm, myślę, że tak jakoś 1 września, może dzień wcześniej, bo 29 sierpnia jadę na wesele! (zabawa od południa, przez cały dzień, noc i do następnego południa) Taka zabawa z okazji zakończenia wakacji! Jak widać będzie to trawo naprawdę długo więc nie wiem czy się wyrobię, ale dla was się postaram! Niczego nie obiecuję, ale spróbuję! Jak chcecie, to jeśli zrobię jakieś zdjęcia lub filmy na weselu, to mogę wam je wysłać! Ok, nie zanudzam! Pa, cieszcie się ostatnimi dniami wolności!
 
 

środa, 29 lipca 2015

CDN po wakacjach!

Witajcie! Wybaczcie mi, ale następnego postu nie aż do końca wakacji! Powód? W tej chwili spakowałam ostatnie rzeczy i wyjeżdżam w góry, do mojej rozdzianej wsi. Wybaczcie, naprawdę chciałam dać następny post ale nie zdążę! O 6:08 mam autobus, potem przesiadka na tramwaj, a potem jeszcze jeden tramwaj i czekam na bus. Nie mogę się doczekać kiedy usiądę koło kierowcy na schodach (bo w zatłoczonych busach to jedyne najlepsze miejsce) i będę patrzeć przez szybę na gwiazdy! Tak wiem jestem dziwna! Błagam obiecajcie, że nie zapomnicie o moim blogu i kiedy wstawię następny post po wakacjach nadal będziecie komać! Błagam obiecajcie! OBIECAJCIE! Przez całe wakacje nie będzie ze mną najmniejszego kontaktu, bo tam brak intera! Dlatego będę czytała wasze blogi ale nie będę mogła komać, więc spoko! Będę z wami! Do napisania po wakacjach! PAPAPA!
~Marti Frost <3
                                                          

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 20 ,,.........teraz Wolta........''


Elsa:
Po ,,zwycięstwie,, jakie odnieśliśmy pokonując rycerza przeszliśmy przez zwierciadło wychodząc z tej ,,komnaty luster,, i znaleźliśmy się z powrotem w labiryncie. Złapałam Jacka za rękę i zaczęłam biec razem z nim przez pas krętych uliczek.
- A tak właściwie to czego szukamy?- zapytał nagle białowłosy
- Jak zobaczysz pomarańczowy portal, to daj mi znać - oznajmiłam nie odrywając wzroku od ścieżek. Oboje rozglądaliśmy się za portalem, aż nagle zobaczyliśmy go w ślepej uliczce.
Podeszliśmy do niego. Wyglądał tak, jakby był wnętrzem wulkanu.
                                                             

Biło od niego przyjemne ciepło. W głębi duszy mam nadzieję, że nie znajdziemy się w jakiejś ,,dolinie wulkanów,, bo będzie źle.
- Nie wydaje mi się, żeby był to dobry pomysł- zawahał się białowłosy
- Jaaaaack- specjalnie przeciągnęłam drugą literę- nie mów mi, że się poisz- zaczęłam się z nim droczyć
- JA? A w życiu!- zrobił urażoną minę
Uśmiechnęłam się. Jego zachowanie bardzo mnie śmieszy.
- No cóż panie Taki-ze-mnie-twardziel, to jedyna droga powrotna, więc lepiej chodź!- uśmiechnęłam się promiennie
-No dobra!- westchnął i także się uśmiechnął.
Złapaliśmy się za ręce i wskoczyliśmy do portalu. Czułam, jakbym przechodziła przez taflę wody. Kiedy byliśmy po drugiej stronie........UNOSILIŚMY SIĘ W WODZIE! O nie! Już po mnie! Zaraz wyrośnie mi ogon. Nagle poczułam dziwny ból po bokach mojej szyi. Dotknęłam tych miejsc i poczułam................ skrzela? Na końcu moich nóg pojawiły się płetwy. Spojrzałam na Jacka. Z nim stało się dokładnie to samo! 
- Raju, ale bajer!- wykrzyknął podziwiając swój nowy wygląd 
- Taaa.....bajer...- przytaknęłam z brakiem entuzjazmu. Dla mnie to normalka, tylko dziwne, ze zamiast ogona wyrosło mi.......no wiecie....TO! 
Spojrzałam w górę. Znajdowaliśmy się w wodzie pod jakimś miastem! 
                                                         

Nagle usłyszałam syk. Tak jakby....węża? Posłaliśmy sobie z Jackiem pytające spojrzenia. Znowu ten syk. Ok, teraz już się boję. Podpłynęłam do białowłosego. Przy nim czuję się bezpiecznie. Nagle z dnia wyskoczył...Wąż! A raczej wężo-smok! Zaczął płynąć w naszą stronę z wielką szybkością. Odplynęliśmy od siebie, a gad przepłynął między nami. Popłynął w górę, ale zawrócić skierował się na mnie. Machnęłam ręką sprawiając, że woda poruszyła się, a wąż mnie ominął. Znowu spojrzeliśmy w dół, a tam....jakiś facet! 
                                                          
Ja chyba zaraz padnę! Czy naprawdę wszyscy chcą mnie tu zabić? Dopiero co pokonaliśmy jednego, a teraz następny? Serio? Facet szybko znalazł się obok nas i zamachnął się na mnie swoim mieczem. Uchyliłam się, a ostrze przeleciało mi nad głową. Kopnęłam go w brzuch, a on złapał się za niego pochylając się. Wykorzystałam to i kopnęłam go w twarz tak, że stracił przytomność i opadł na dno. Spojrzałam na Jacka. Patrzył na mnie z otwartymi ustami.
- No co? Myślisz, że jak dziewczyna, to się obronić nie umie?- zaśmiałam się i zaczęłam płynąć na powierzchnię. Jack dogonił mnie i chwyciwszy mnie za rękę zaczął płynąć ze mną. W końcu wynurzyliśmy głowy, a naszym oczom ukazało się miasto. Bardzo piękne miasto. 
- Wow!- westchnęłam. Zaczęliśmy płynąć w stronę brzegu, a kiedy do niego dotarliśmy (co zajęło nam dobre 10min) wczołgaliśmy się na brzeg i padliśmy na niego wykończeni oddychając ciężko. Nagle nasze płetwy i skrzela zniknęły. To nawet dobrze.
- Co teraz robimy?- spytał Jack podnosząc się na równe nogi
- Może chodźmy w głąb tego miasta- zaproponowałam także wstając, ale nogi się pode mną ugięły i prawie bym się wywróciła, gdyby nie szybki refleks białowłosego, który złapał mnie i stawił do pionu.
- Dzięki!- zaśmiałam się wstydliwie i poczułam jak krew napływa mi do policzków tworząc delikatny rumieniec. Przeszliśmy jakieś dwa kilometry i weszliśmy do miasta. Wszędzie kręcili się ludzie, jednak wszysko wyglądało, jakbyśmy byli w średniowieczu. 
- Ok, jesteśmy w mieście....iiiiii?- białowłosy skrzyżował ręce na piersi. 
- Kseris, powiedziała, że w tej krainie czyli Wolcie znajdziemy przejście do naszego świata- oznajmiłam- jednak teraz proponuję odpocząć!- wskazałam na stolik przy jakiejś karczmie 
- Ale ty wiesz, że my nie musimy jeść, prawda? 
- A czy ktoś tu mówił o jedzeniu?- podeszłam do stolika i usiadłam na krześle. Ruchem ręki zachęciłam Jack, żeby także usiadł. Westchnął i zajął miejsce obok mnie. Chwilę rozmawialiśmy o tym czy ten facet przypadkiem nas nie szuka, do czasu, kiedy przerwała nam grupa ,,żeglarzy,, śmiejących się i podśpiewujących. 
- Barman!- zawołał jeden z nich- kufle piwa dla nas! Niedługo wyruszamy na połów!- zaśmiał się z pirackim akcentem. 
- A cóż to będziecie łowić?- spytała kelnerka podając im piwo. 
- Syreny oczywiście!- wykrzykneli uradowani. Aż mi się słabo zrobiło. Oni chcą polować na syreny!? Przecież to niedorzeczne! Od razu przypomniały mi się czasy średniowiecza. Pamiętam jak patrzyłam z ukrycia na te biedne, nieszczęsne syreny złapane przez żeglarzy. Miotające się w sieci, wrzeszczące i błagające o pomoc, która nigdy nie nadeszła. A żeglarze? Tylko się śmiali i wracali na ląd, by sprzedać zdobycz lub co gorsza, zabić dla zabawy. Jak dzikie zwierzę! A mówią, że to syreny są straszne, bo zwabiają i mordują nieszczęśników swoimi melodyjnymi głosami. Dlaczego tu też polują na syreny?!
- Wczoraj jedną złapałem - pochwalił się sinobrody mężczyzna - nie nacieszyłem się zdobyczą, bo kiedy wyciągnąłem ją na ląd, poderżneła sobie gardło! - po jego słowach wszyscy zaczęli się śmiać.
Kiedy to powiedział zadrżałam. Współczuję tej syrenie. Tak właśnie niektóre mieszkanki oceanu postępują. Walą umrzeć, niż być w niewoli. Gdyby nie to, że jestem strażniczką i nie wolno mi krzywdzić ludzi, najchętniej to ja bym im wszystkim poderżnęła gardła! Oni jeszcze się śmieją z nieszczęścia tej syreny! Barbarzyńcy!
- Słyszysz, jakie brednie oni wygadują? - wyszeptał mi do ucha Jack. W tym momencie miałam ochotę walnąć go w twarz! Brednie? To że ja mam ogon to też są według niego brednie? Dobra, muszę się opanować. Za dużo Emocji jak na jeden dzień. W sumie to nawet dobrze, że Jack tak uważa. W końcu nikt nie może dowiedzieć się o naszym istnieniu. Było by bardzo źle.
- Dobra chłopcy, zbieramy się! - wykrzyknął radośnie. Wstali i idąc ulicą zaczęli śpiewać na całe głosy:
- 1. U mnie zawsze harda mina,              
 Mnie syrena nie nowina,                
 Nie przestraszę się, albowiem
 W moim mieście pogotowie               
 Błyska, pędzi, że aż strach,            
 Śpiewa zaś mniej więcej tak: EO! EO! EO!

Ref.: Znasz syrenę? - Znam syrenę!        
Więc Cię ostrzec powinienem!         
Piękne pieśni będzie snuć,            
By zatopić naszą łódź! - Skończywszy w tym momencie zaśmiali się i zniknęli za rogiem. Straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Prędko wstałam i wybiegłam na drogę. Patrzyłam za tymi żeglarzami ze smutną miną. 
- Hej, śnieżynko, wszystko ok? - powiedział białowłosy podchodząc do mnie i kładąc mi rękę na ramieniu. Spojrzałam w jego oczy, które teraz miały kolor czystego błękitu. Patrzył na mnie z troskliwością.  
- Tak.....oczywiście - zacisnęłam powieki by powstrzymać łzy. Ma nadzieję, że nie złapią ani jednej syreny.
Podeszliśmy do stolika i z powrotem zajęliśmy swoje miejsca. Po chwili ciszy rozległ się wrzask kobiety. Spojrzeliśmy z Jackiem w tamtą stronę, a naszym oczom ukazał się ten facet, który był w morzu. Popychał ludzi zagradzający mu drogę z mieczem w ręku, a nad jego głową latał ten wężo-smok. Rozglądał się ze wściekłą miną, a z jego nosa lała się bardzo obficie rubinowa krew. Kiedy nas zobaczył zaczął iść w naszą stronę z wściekłością w oczach.

CDN


Mam nadzieję, że się podobało! PAPA!          

                                                          
                                                            

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 19 ,,No, rycerza mamy z głowy.........''

Witajcie! Przepraszam, że tak późno wstawiam, ale ten weekend był dla mnie wyjątkowo męczący! No, ale rozdział jest! Miłego czytania!

Jack:
Byłem mega szczęśliwy! Udało mi się dotrzeć do Elsy. Najgorsze było to, że jest w opłakanym stanie. Ma mnóstwo siniaków, sporych ran i jeszcze to poparzone ramię........naprawdę ją podziwiam, że wytrzymuje ten ból. Po opatrzeniu jej ręki patrzyliśmy sobie w oczy. Nagle coś kazało nam się do siebie zbliżyć. Nasze twarze były coraz bliżej, a moje serce waliło jak szalone. Już prawie stykaliśmy się nosami, gdy.......usłyszeliśmy trzask. Odsunęliśmy się od siebie. Ja spojrzałem za Else, a ona musiała się odwrócić. Ten ,,rycerz,, o którym opowiadała mi Elsa uwolnił się z bryły lodu.
- Co teraz?- wyszeptała blondynka chwytając moje ramie
- Odpowie za to, co ci zrobił!- wysyczałem wściekle- zostań tu!- powiedziałem w jej stronę i już chciałem zejść ze schodów, gdy dziewczyna jeszcze mocniej przytrzymała moje ramie
- Jack, nie! Jest za silny!- pisnęła przerażona
- Elso, poradzę sobie- zapewniłem
- Więc ja ci pomogę- chciała pójść do przodu, ale ją powstrzymałem
- Nawet o tym nie myśl. Zostajesz tutaj!- i zacząłem iść w stronę rycerza
- Jack.......!- usłyszałem za sobą, więc odwróciłem się - twoja laska!- powiedziała łagodnie Elsa z ciepłym uśmiechem i rzuciła mi moją laskę. Złapałem ją i posyłając jej wdzięczny uśmiech. Odwróciłem się i zobaczyłem jak ten facet zaczyna iść w moją stronę. Zaraz będzie tu gorąco. Najpierw sprawdzimy jego możliwości. Kiedy był już blisko, machnąłem laską usiłując go nią trafić, ale ten osłonił się mieczem. Wolną ręką walnął mnie z pięści w brzuch. Zgiąłem się w pół z bólu. W gardle urosła mi gula, przez co nie mogłem krzyknąć. Jedynie wydałem z siebie cichy jęk. Dobra, to jednak mocny zawodnik. Spoko, teraz inaczej się zabawimy. Obruciłem łaskę między palcami i udeżyłem rycerza w plecy, a ten przewrócił się z hukiem. Na końcu mojej laski (w sensie kija XD bez skojarzeń XD) pojawił się lodowy szpikulec. Już miałem go wbić w plecy wroga, gdy on odepchnął mnie nogą odrzucając na kilka metrów. Ok, teraz mam dość! Machnąłem laską i wystrzeliłem z niej logowy promień.
                                                       
 
Rycerz odsłonił się ogniem. Jak tak dalej pójdzie, to ja go za trzy zimy nie pokonam! Nagle wytworzył kule ognia i rzucił ją we mnie. Zrobiłem szybki unik i oddałem atak. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. W końcu machnął ręką, a ognista kula trafiła mnie i odrzuciła do tyłu prosto na jakieś lustro. Walnąłem o nie plecami, przez co się zbiło. Czułem jak pojedyncze kawałki wbijają mi się w skórę powodując ogromny ból. Opadłem na ziemie i splunąłem krwią. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Rycerz podbiegł do mnie i machnął mieczem prosto na mnie więc osłoniłem się rękami. Miecz był już blisko gdy nagle zobaczyłem błękitny błysk.
 
Elsa:
Jack jest delikatnie mówiąc nienormalny! Ten rycerz jest za silny. Jack nie pokona go za Chiny ludowe! Ale.......widać , że się o mnie martwi. Tylko, że ja nie chcę patrzeć jak dostaje łomot! Ok. Machnął laską, ale rycerz się obronił i........ssss, Jack oberwał. Kurcze, no ja muszę coś zrobić! No, teraz użył mocy. Nie oddawaj się. Oj, rycerz nadal ma przewagę. Wytworzył ognistą kule i rzucił nią w białowłosego. Na szczęście uniknął ataku i oddał. Widać, że rycerz się ostro wkurzył. Rycerz ponownie rzucił w stronę Jack ognistą kule. O nie! Tym razem go trafił! Odrzuciło go na kilka metrów i z impetem walnął w przypadkowe lustro, a ono rozbiło się pod wpływem uderzenia. Jack opadł na ziemie i splunął krwią. Przeraziłam się nie na żarty. Kilka kawałków szkła powbijało się do jego ciała, a ja nakryłam dłońmi usta by nie krzyknąć. Rycerz zaczął iść w jego stronę z mieczem. Przecież Jack nie ma teraz najmniejszych szans! Ja muszę mu pomóc, bo zginie! Szybko zbiegłam ze schodów i po mimo bolącego ramienia zaczęłam biec w stronę Jacka i rycerza. Rycerz już zamachnął się, by zadać śmiertelny cios białowłosemu. Szybko weszłam między nich i wystawiwszy ręce do przodu użyłam energii lodu tworząc coś na wzór średniej wielkości wiru ze śniegu. Miecz trafił w wir, a ja starałam się trzymać go w górze. Rycerz dociskał miecz do wiru, a mi ręce drżały, bo nigdy nie trzymałam takiego ciężaru.
- Elsa!?- krzyknął zaskoczony Jack
- Wiesz co, o ile mi wiadomo, to chłopaki ratują damy z opresji, a nie na odwrót!- wydusiłam opierając się ciężarowi
- Mówiłem, żebyś tam została!- zdenerwował się
- I patrzyła jak giniesz? Sorry, ale widziałam już lepsze widoki!- krzyknęłam lekko odwracając głowę, by spojrzeć mu w oczy. Jego kąciki ust leciutko się podniosły ukazują delikatny, wdzięczny uśmiech.
- Dasz radę walczyć?- zmieniłam temat
- Myślę, że tak- podniósł się
- To teraz zróbmy to oboje. Razem na pewno go pokonamy!- uśmiechnęłam się
Machnęłam rękami, a wir odrzucił od nas rycerza. Zaczęłam biec w jego stronę, a w połowie drogi uderzyłam pięścią w podłogę. Pod rycerzem w ciągu sekundy wyrosła wielka góra lodowa, a wyszła ona z posadzki tak szybko, że wyrzuciła go w powietrze, a on wylądował między mną i Jackiem. Posłaliśmy sobie z Jackiem porozumiewawcze spojrzenia i kiwnęliśmy głowami.
- TERAZ!!!- krzyknęliśmy w tym samym czasie. Oboje wznieśliśmy się w powietrze i skupiwszy całą swoją moc w tym samym czasie wysłaliśmy w stronę rycerza strumień potężnej energii.  
                                                    
(sama robiłam tego gifa!☻)
Energia uderzyła w rycerza, a on wrzasnął i eksplodował w blasku błękitnego światła pozostawiając po sobie tylko czarny piach i powiem wiatry. Czyli to był koszmar Mroka! Wylądowaliśmy na ziemi i podbiegliśmy do siebie. Chwyciliśmy się za ręce parząc sobie w oczy. Nie wiele myśląc rzuciłam mu się na szyję, a on odwzajemnił uścisk.
- Jack! Udało nam się!- wyszeptałam mu do ucha
- Błagam, nigdy więcej tego nie powtarzajmy!- oboje się zaśmialiśmy.
- Szybko, tam jest lustro przez które się tu znalazłam- wskazałam na zwierciadło. Pobiegliśmy w jego stronę, a kiedy byliśmy już metr od niego zatrzymaliśmy się.
- Czy to bezpieczne?- zawahał się Jack
- Jeśli ja przez nie przeszłam, to tak, jest to bezpieczne!- uśmiechnęłam się i oboje przeszliśmy przez lustro.
 
CDN
 
Naprawdę przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale przez wakacje każdy gdzieś wyjeżdża! Ja też musiałam pojechać w góry. Po za tym mam mnóstwo nominacji do LA! To tak. TERAZ BAAAAAARDZO WAŻNA SPRAWA! WAŻNA! OJJJJJJJJJJ BARDZO WAŻNA! ZAŁOŻĘ SIĘ, ŻE KAŻDY Z WAS CHCIAŁBY JELSE WE ,,FROZEN 2,,! ZARAZ PODAM WAM LINK DO STRONY, GDZIE MOŻNA ZAGŁOSOWAĆ, KTO CHCĘ, ŻEBY BYŁA JELSA! JA ZAGŁOSOWAŁĄM, BO ONA NORMALNIE MUSI BYĆ! JEŚLI WY TEŻ JEJ CHCECIE TO ZAPRZSZAM TU:
DZIĘKI TEMU JEST DUŻA SZANSA NA JELSĘ! Ok, to tyle! Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Do następnego i papapapapapa! (Przez to wszystko głupawki dostaję! XD)

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 18 ,,Tęskniłam za tobą!''

Dzieńdoberek! Witajcie wakacje, witaj nowy rozdziale! Miłego czytania!

Elsa:
Rycerz zamachnął się, przez co miecz był już parę centymetrów ode mnie. Szybko przeturlałam się w lewo, a jego broń wbiła się w posadzkę kilka minimetrów ode mnie. Natychmiast wstałam i zaczęłam biec w jakąkolwiek inną ścieżkę.
Kiedy usłyszałam, że biegnie za mną, machnęłam ręką, a przed nim wyrosła lodowa ściana. Zaczął w nią walić pięścią, potem mieczem, a ta się kruszyła. Wiedziałam, że ściana długo nie wytrzyma. Koło mnie ujrzałam różowy portal. Różowy? Matko! Gdzie ten przeklęty pomarańczowy portal! Skręciłam w prawo i oparłam się o ścianę, żeby odetchnąć. Mam już dość tego uciekania! Ale sama nie mam z nim szans. O księżycu, gdyby Jack tu był! Mam nadzieję, że wyjdę z tych wymiarów i wszystko się ułoży. Moje rozmyślanie przerwał hałas za ścianą. Kurdę! Ani chwili spokoju z tym gościem! Wstałam na równe nogi i oczywiście znowu trzeba uciekać. Ognista kula przeleciała mi koło głowy, a potem kolejna trafiła w miejsce gdzie znajduje się rozcięcie. Wrzasnęłam na całe gardło i opadłam na kolana. Złapałam się za ramie. Zamiast rozcięcia, teraz było całe poparzone i bardzo obficie krwawiło. Rana sięgała od lewego obojczyka, aż do górnej części łokcia. Łzy bólu spływały mi po policzkach.
-,,Elso! Co się stało?!,,- usłyszałam w głowie
-Jack! Po...pomocy!- zwinęłam się z bólu na posadzce
Nagle poczułam metalową rękę na szyi. Ten rycerz podniósł mnie na kilka centymetrów nad ziemią. Zaczęłam machać nogami i próbowałam się wyrwać. Moje wysiłki przerwała nagła fala bólu mojego poparzonego ramienia. Znowu poleciały mi łzy. W takim stanie to ja długo nie pociągnę. Nagle w moim oku mignęło światło. Podniosłam głowę. Przede mną, na ścianie zawieszone było lustro.
                                                        
(nie zwracajcie uwagi na tą dziewczynę)

Rycerz zamachnął się i rzucił mną  w jego stronę. Przygotowana na poranienie się od szkła osłoniłam się rękami. Jeszcze sekunda i.............poczułam jakbym przeleciała przez galaretę? Po chwili upadłam na kamienną posadzkę. Spojrzałam przed siebie. Czy ja.......przeszłam przez zwierciadło? Jestem po drugiej stronie lustra. Rozejrzałam się. Gdzie okiem sięgnąć wszędzie lustra! Na ścianach, podłodze, suficie, DOSŁOWNIE WSZĘDZIE!
                                                             

 
 
 
 
      
 
 
 
W każdych z nich odbijało się otoczenie, a czasami odbicie znikało na parę sekund i pokazywało jakieś miejsce. A to las, a to pustynie i tak dalej. Nagle lustro z którego ,,wypadłam,, zafalowało i wyskoczył z niego rycerz. Czy ten gość w ogóle ma zamiar zostawić mnie w spokoju. Zaczął do mnie powoli podchodzić z mieczem w ręku. Extra! Zaraz zrobi ze mnie pieczoną rybę! Ból ramienia uniemożliwił mi jakiekolwiek próby skupienia się. No dalej Elsa! Myśl! Nie pozwól mu się zabić! Po chwili nagle mnie olśniło. Walnęłam zdrową ręką w posadzkę. Nogi rycerza zaczął pokrywać lód. Pomimo jego prób uwolnienia się tafla lodu pokryła go całkowicie, a on zastygł w bezruchu. Dobra, mam sporo czasu zanim się uwolni. No tak, tylko pytanie co ja mam teraz zrobić! Osłabiona, ranna, wyczerpana i ledwo żywa dziewczyna raczej nie ma dużych szans, żeby przeżyć. Gdy tak gorączkowo myślałam jakieś dziwne, błękitne światło wpadło do mojego prawego oka. Lekko je przymrużyłam, bo błękit był bardzo ostry. Odwróciłam głowę i zobaczyłam zwierciadło, które zdecydowanie różniło się od innych. Znajdowało się ono na wniesieniu, a prowadziły do niego schody.
                                                                 
 
 
Wstałam bardzo niesfornie i zaczęłam się kierować w jego stronę powolnym krokiem. Kiedy udało mi się wejść po schodach zobaczyłam coś, co sprawiło, ze pomyślałam że zaraz spadnę. Zobaczyłam Jacka! Stał na korytarzu i przyglądał się.............mojej bransoletce? No tak! Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie mam jej na lewym nadgarstku.
-Jack?- wyszeptałam. On najwyraźniej to usłyszał i przeniósł na mnie wzrok. Przez chwilę zobaczyłam na jego twarzy przerażenie, ale po chwili zastąpiła go niepewność. Powili i niepewnie zaczął kierować się w moją stronę.
-Jack?- ponownie wyszeptałam dotykając ręką tafli lustra.
-Elsa?- spytał cichym głosem także przykładając dłoń do powierzchni zwierciadła.
                                                             
 
Myślałam, że za chwilę będę skakać z radości! Jack! To on! Teraz tylko pytanie jak się do niego dostać. Złożyłam dłonie w pięści i zaczęłam walić w powierzchnię z całej siły. Niestety nic z tego. Na lustrze nie pojawiła się nawet mała ryska. Jack widząc co zamierzam zrobić przyłączył się do mnie. Po 10min walenia w lustro nadal nic się nie działo. Zrezygnowana oparłam się ramieniem o powierzchnię zwierciadła zsunęłam się na kolana. Z moich oczy zaczęły lecieć łzy. Powoli zaczęłam tracić nadzieję. Jack także przykucnął.
-Elso, nie martw się. Zaraz na pewno coś wymyślimy! Będzie dobrze!- zaczął mnie pocieszać
-Jack! Ja nie chcę tu zostać na zawsze- zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam cichutko szlochać.
-Elso, spójrz na mnie!- powiedział zatroskanym głosem, a ja spojrzałam mu w oczy ukazując zapłakaną twarz- wszystko będzie dobrze.
Znów dotknęłam tafli lustra, a Jack zrobił to samo i gdyby nie to, że dzieliła nas powierzchnia zwierciadła, to nasze dłonie teraz by się stykały. Lekko się uśmiechnęłam. Nagle tafla znajdująca się pod moją dłonią zaświeciła granatowym blaskiem, a moja ręka.........PRZESZŁA NA DRUGĄ STRONE! Z piskiem natychmiast przyciągnęłam rękę z powrotem do siebie. Ja i białowłosy mieliśmy zaskoczone miny. Ale skoro tak się dzieję to znacz, że wydostanę się stąd na skróty?
-Jack, dotknij lustra jeszcze raz- poprosiłam, a wykonał moje polecenie. Zrobiłam to samo i znów stało się to co poprzednio. Spróbowałam iść na przód, ale nie mogłam. Ponownie zaczęłam napierać z całej siły na lustro, ale przechodziły tylko moje dłonie, nic więcej. Skoro ja nie mogę przejść to zostaje tylko jedno.
-Jack, chwyć mnie za dłonie!- powiedziałam, zamknęłam oczy  i opuściłam głowę. W pewnym momencie poczułam zimne dłonie na moich rękach. Westchnęłam i zaczęłam ciągnąć go w moją stronę. Nie czułam żadnego oporu więc nie przestawałam. W końcu puściłam jego dłonie. Powoli podniosłam głowę i otworzyłam oczy. Przede mną stał Jack uśmiechający się od ucha do ucha.
-JACK!- krzyknęłam i rzuciłam mu się w ramiona. Zrobiłam to z taką siłą, że oboje wylądowaliśmy na posadzce. Z całej siły wtuliłam się w jego tors i zaczęłam głośno płakać. Jednak nie ze smutku lecz z radości. Wielkiej radości! Śmiałam się przez łzy. On sam zaczął się śmiać i mocno mnie objął.
-Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam!- wyszeptałam mu do ucha
-Martwiłem się o ciebie! Myślałem, że coś ci się stało!- jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie
-W sumie to serio coś mi się stało- powiedziałam pokazując mu moje poparzone ramie.
-NA WIELKI KSIĘŻYC! CO CI SIĘ STAŁO?!- wykrzyknął przerażony
-Ten rycerz trafił mnie ognistą kulą- odparłam
Białowłosy machnął rękami, a w nich pojawiła się bryłka lodu. Delikatnie złapał mnie za rękę i przyłożył mi lód do rany. Natychmiast się wyrwałam.
-Ałł!- wrzasnęłam- masz w ogóle pojęcie, jak to boli!?
-Jeśli będziesz się szarpać, to zaboli jeszcze bardziej. Albo dasz sobie pomóc, albo zostanie ci olbrzymia blizna!
Kiedy to powiedział wzdrygnęłam się. Niechętnie pozwoliłam opatrzeć mi rękę. Krzyczałam i płakałam z bólu. Widziałam w jego oczach współczucie. Wiedziałam, że zwyczajnie chce mi pomóc. Kiedy skończył, dotknął palcem mojej rany, a ta pokryła się śnieżnym puchem i szronem dając mi wielką ulgę. Następnie wyczarował szmatkę wykonaną z lodu i szronu, po czym zaczął ją powili i ostrożnie zawijać wokół poparzenia.
-I gotowe!- powiedział zawiązując supełek- jak wrócimy na biegun, to tam dokładniej ją opatrzymy- powiedział pomagając mi wstać. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Nagle jakaś siłą kazała nam zbliżyć się do siebie. Nasze twarze zaczęły być coraz bliżej siebie. Już byliśmy tak blisko, gdy..............

CDN

Miałam dać już trochę wcześnie, ale cały czas miałam coś do załatwienia więc nie zdążyłam! Mam nadzieję, ze rozdział się podobał i czekam na mnóóóstwo komów! Narka!

♥Moje śnieżynki♥