Jack:
Zachowanie Elsy jest od pewnego czasu bardzo dziwne. Wygląda, jakby się bez przerwy czegoś bała. Przecież ci żeglarze są pijani i paplają jakieś bzdury. W tym przypadku o syrenach. Przecież one nie istnieją........chyba. A zresztą, czy to takie ważne? Elsa zarwała się z miejsca zaraz po odejściu tych żeglarzy i patrzyła się za nimi. Zdziwiony, ale też zmartwiony podszedłem do niej. Kiedy ją uspokoiłem, usiedliśmy z powrotem przy stoliku. Chwilę rozmawialiśmy, kiedy nagle rozległ się krzyk. Spojrzeliśmy w tamtą stronę i zobaczyliśmy tego faceta. Przepychał się przez ludzi i zaczął iść w naszą stronę. Prawie całą dolną część twarzy miał we krwi. No, trzeba przyznać, że jak na dziewczynę, Elsa umie dać kopa. Facet był już blisko nas. Szybko zaszliśmy z krzeseł i wbiegliśmy na ulicę. Nie mogliśmy uciec, bo na około nas byli ludzie obserwujący całe zdarzenie. Facet zbiegł ze schodów i zaczął biec w naszą stronę. No to zapowiada się kolejna walka.
Elsa:
Nie dobrze, oj nie dobrze! Hej, ludzie! Wiecie co robić bo ja nie...he he. A teraz serio, ten facet biegnie w naszą stronę i chyba nie ma dobrych zamiarów.
- Jaaack - mówię ostrożnie - co teraz?
W odpowiedzi zacisnął palce na lasce i z krzykiem rzucił się na tego gościa. Taaa, chłopaki, ha! Zawsze jedno i to samo. Walił w faceta łaską, a ten tylko zasłaniał się mieczem. Nagle w jego ręku pojawił się sztylet.
- Jack! Uważaj! - krzyknęłam, a białowłosy uchylił się przed lecącym w jego stronę sztyletem, który poleciał wprost na matkę trzymającą niemowlę. Szybko machnęłam rękami, a przed kobietą pojawiła się płyta z lodu, w którą wbił się sztylet i spadł na ziemie, a kobieta posłała mi wdzięczny uśmiech. Kiwnęłam głową i spojrzałem na Jacka. Leżał na ziemi. Musiał oberwać, bo nad jego brwią znalazło się rozcięcie, z którego leciała mała stróżka krwi. Szybko znalazłam się obok niego i posłałam w stronę faceta podmuch lodowatego wiatru, który wyrzucił gościa na ,,publiczność,, a ja pomogłam wstać białowłosemu, który już chciał iść w stronę faceta.
- Jack, musimy stąd spadać! Szybko! - ciągnęłam go w moją stronę, ale tan stawiał opór. Czy chłopaki zawsze są tacy mściwi? Najwyraźniej tak. W końcu dał sobie spokój i zaczęliśmy biec w stroną knajpy. Wbiegliśmy do środka, a ja rozglądnęłam się. Zlokalizowałam schody prowadzące na wyższe piętro budynku. Pociągnęłam Jacka w ich stronę i zaczęliśmy po nich wchodzić.
- Hej! - krzyknęła barmanka stojąca za ladą - tam nie wolno wchodzić! Wracać mi tu!
- Sorry - jęknęłam
Znaleźliśmy się na górze. Wszędzie było porozrzucane papiery, zniszczone i spróchniałe meble oraz stare lalki, którym brakowało kończyn i ubranek. Wszystko było zakurzone i pokryte pajęczynami.
- O ile ciastek Northa się zakładasz, że to stary, opuszczony teatr? - szepnęłam do Jacka, a on posłał mi spojrzenie mówiące: ,,Really? Now?,, - Dobra, dobra, już nic nie mówię! - zaśmiałam się. Z dołu można było usłyszeć krzyk barmanki. Kurczę!
- No nie! Wiejemy! - krzyknął Jack i pobiegliśmy na przód. Niestety, słychać było jak facet biegnie za nami. Błagam, wydostańmy się stąd wreszcie! Nagle przed nami dosłownie ,,wyrósł,, ten gość. Gwałtownie się zatrzymaliśmy oddychając ciężko.
- Księżycu, dopomóż! - błagałam w myślach. Kątem oka dostrzegłam spróchniałą, zakurzoną szafę. Mocno ją popchnęłam, a ta przewróciła się i roztrzaskała, przez co w powietrze urosło się mnóstwo kurzu. Ja i Jack zaczęliśmy kaszleć. Pobiegłam do przodu wydostając się z chmury kurzy, a po chwili zrobił to też Jack. Kurz zaczął opadać, więc pobiegliśmy na przód. Po chwili znaleźliśmy się w dużej komnacie. Wręcz ogromnej! Przed nami znajdowało się wielkie lustro, a za nim tak jakby wodospad.
To wszystko wygląda jak......o raju, nie więżę! To tutaj!
- Jack, udało nam się! To jest lustro do naszego świata! - krzyknęłam entuzjastycznie i podskoczyłam z radości, jednak usłyszałam tylko jego syknięcie. Spojrzałam na niego. Trzymał się za ramię.
- Jack, co się stało? - odsunęłam jego dłoń, a moim oczom ukazało się i ugryzienie węża. Zakryłam usta dłońmi - O nie, to wszystko moja wina, przepraszam Jack! O księżycu, a jak jego wąż był jadowity!? A jak zaraz odpadnie ci ręka, a jak zmienisz się w mutanta, a jak....... - moje paniczne krzyki przerwała dłoń białowłosego, którą zakrył mi usta.
- Elsa, spoko, nic mi nie jest, jeszcze żyje - zaśmiał się i zabrał rękę z moich ust. Westchnęłam z ulgą.
- Ok, czekaj, zaraz ci to opatrzę - chwyciłam jego rękę
- Nie Elsa, teraz nie ma czasu......
- Zrobię to szybko - przerwałam mu. Nabrałam dużo powietrza w płuca i jak najszybciej zaśmiewałam: Śnieżko światło zbudź, pokaż moc i dar, odwróć czasu bieg i zwróć mi dawny skarb, ulecz każdą z ran, odmień losu plan, co stracone znajdź i zwróć mi dawny skarb, mój dawny skarb! - rana zniknęła natychmiast, a blask, który bił ode mnie zniknął.
- Dzięki - uśmiechnął się białowłosy, a ja to odwzajemniłam. Nagle usłyszeliśmy szybkie uderzenia butów o podłogę. Odbiegliśmy od wejścia, a sekundę później stanął w nich nasz drogi nieznajomy. Powolnym krokiem zbliżał się do nas. W pewnej chwili zaczął coś szeptać w nieznanym mi języku. Nagle moje poparzone ramie zaczęło niemiłosiernie szczypać i boleć. Mocno się za nie złapałam i jęknęłam. Jack widząc co się ze mną dzieje, wyczarował śnieżkę i celnie trafił nią w twarz faceta, przez co przestał już mówić, ale ból ramienia nadal został. Kiedy facet chciał już zamachnąć się na nas mieczem, między nami rozbłysnął srebrny blask, który oślepił gościa, przez co odsunął się na parę kroków w tył. Nagle z blasku wyszła....strażniczka wymiarów?
- Kseris..... - wyszeptałam
- Prędko, uciekajcie! Kiedy przejdziecie przez lustro, zamknę przejście, a wtedy on nie będzie mógł za wami podążyć! - wskazała na faceta. Jack kiwnął głową i zaczął biec w stronę lustra. Już chciałam pobiec za nim, gdy usłyszałam za sobą strażniczkę.
- Elso - powiedziała łagodnie, a ja odwróciłam się w jej stronę - Proszę, weź to - podała mi swój granatowy róg - Gdy będziesz potrzebować pomocy, zagraj na nim, a ja zjawię się - blask wokół niej zaczął ją oplatać - Uważaj na siebie! Intuicja mi mówi, że już niedługo będzie ci potrzebny! - krzyknęła w ostatniej chwili, gdy światło całkiem ją oplotło i znikła. Spojrzałam na przedmiot. Jeśli Kseris ma rację, to muszę na siebie uważać.
- Elsa! Szybko! - usłyszałam Jacka. Stał już przy lustrze i czekał na mnie. Dostrzegłam, że ten gościu nie chce nas tak po prostu puścić. Zaczął biec w moją stronę. Szybko pobiegłam do białowłosego i w ostatniej chwili, gdy facet chciał złapać mnie za rękę, przeskoczyliśmy przez lustro, lądując na podłodze w jednym z korytarzy w bazie Northa. Zanim chłopak zdążył przeskoczyć, przejście zamknęło się i zmieniło w zwyczajną powierzchnie lustra, w której zobaczyliśmy swoje odbicia. Dopiero teraz zobaczyłam jak wyglądam. Jestem cała w kurzy, mam mnóstwo siniaków i rany na nogach, rękach, torsie i twarzy.
- Nic ci nie jest? - Jack podniósł się i chcąc pomóc mi wstać chwycił moje poparzone ramie.
- Ałłł! - krzyknęłam czując ogromny ból.
- Oj, wybacz! - puścił mnie. Dostrzegłam, że materiał opatrunku przesiąkł moją krwią. Tan facet musiał otworzyć tą ranę! - O księżycu, musimy natychmiast to opatrzeć! - zmartwił się Jack.
- Elsa, Jack! Tu jesteście! - usłyszeliśmy wołanie strażników, którzy po chwili znaleźli się obok nas.
.............................................................................
Witajcie moje kochane czytelniczki!
Tak wiem, myślicie: ,,Taaa, teraz kochane, a na rozdział czekałyśmy miesiąc!,, Tak wiem, i baaaardzo was za to przepraszam, ale ten miesiąc był naprawdę szalony, w ogóle nie miałam czasu, żeby cokolwiek napisać! Ale rozdział jest! Mam nadzieję, że się podobał i mam nadzieję, że jeszcze ktoś to przeczytał! Jesteście tam prawda?!
P.S Napiszcie, jak chcecie, żebym was nazywała, niech to będzie coś związanego z wodą albo śniegiem, jak tam chcecie ;) Do napisania! Dobranoc! <3